środa, 12 sierpnia 2015

“Etykietka feministki”

Wykonuję męski zawód - gram na saksofonie. Ubieram się w sukienkę, ładnie się czeszę, maluję, zakładam obcasy i bardzo często słyszę: “Kobieta gra na saksofonie? Ach to rzadkość! Zazwyczaj na saksofonach grają mężczyźni. Do tego improwizujesz, i grasz jazz…i jesteś ładna..nie jest za trudno dmuchać kobiecie w taki saksofon?” Odpowiadam zazwyczaj z uśmiechem, że nie i że to wszystko kwestia pracy i ćwiczeń, jak zresztą na każdym innym instrumencie.. Jednak czasem się zastanawiam, dlaczego tak jest, że tak niewiele kobiet wybiera saksofon. Kiedyś znajomy jazzowy saksofonista mi powiedział, że mnie podziwia, bo nie poddaję się stereotypom, a zna kilka saksofonistek, które by “się zmieszać w męskim tłumie” i by inni muzycy brali je “na poważnie” porzuciły sukienki i szminki. Zapytał mnie jak ja sobie radzę w tym szowinistycznym środowisku muzyków jazzowych. Spojrzałam na niego z zastanowieniem. “Myślę, że ja po prostu się tym nie przejmuje..” - odpowiedziałam mu po chwili przemyśleń. I dodałam: “Wiesz, ćwiczę te same gamy co wy, gram te same utwory, czytam te same nuty…tylko mnie plecy trochę bardziej bolą niż was po koncertach bo obcasy mi się dają często we znaki, sam wiesz, że saksofon jest dość ciężki…” Na Twarzy mojego znajomego pojawiło się rozbawienie: “Dlatego Cie uwielbiam, bo nigdy nie sprawiasz wrażenia, że chcesz coś nam udowodnić, tylko robisz swoje.. Ale powiedz, czy Ci się nie zdarza, że musisz wysłuchiwać jakiś meczących komentarzy pełnych uprzędzeń i stereotypów na Twój temat i na temat Twojej gry?” Tym razem ja się roześmiałam: “Oczywiście, że tak! Bardzo często…ale gdy tylko zaczynam grać wszystkim te głupie gadki przechodzą, sam wiesz…a jeśli chodzi o udowadnianie komuś czegokolwiek, to uważam to za kompletną stratę czasu. Po pierwsze jeśli chodzi o muzykę gusta są rożne, jednemu się coś podoba, a drugiemu nie i nie ma w tym nic dziwnego, a po drugie ja gram bo kocham muzykę…szowiniści i ich frustracje mnie nie interesują.” Oboje się roześmialiśmy.

Rzadko mi się zdążają takie rozmowy z moimi kolegami z branży. Mężczyźni często boją się zadawać podobne pytania, bo nie chcą być oskarżeni o dyskryminacje. Jest to dla nich bardzo delikatny temat, ponieważ boja się reakcji kobiet. Więc zazwyczaj najpierw na mnie patrzą jak na ufoludka z ładną buzią, a po jakimś czasie się do mnie przyzwyczajają i często po prostu “zapominają”, że mają do czynienia z saksofonistą “innej” płci. Ile razy dzwonili do mnie by ich zastąpić i przychodząc na próbę ich zespołu, ich szef witał mnie ze zmieszaniem bo był w szoku, że jakaś panna się pojawiła z saksofonem. Za to po udanej próbie niezręcznie się tłumaczył, że jego początkowe zmieszanie było spowodowane tym, że mój poprzednik zapomniał go uprzedzić, że jestem kobietą. A ja wiedziałam, że nie zapomniał, tylko po prostu nie uznał tego za konieczne. I właśnie dzięki takim sytuacjom wiem, że po trochu udaje mi się przezwyciężać stereotypy, i to nie walką z mężczyznami lecz własnymi zasługami, wypracowanymi przez lata ćwiczeń na instrumencie. Gram najlepiej jak mogę, bo kocham muzykę, nie dlatego, że chce grac jak mężczyzna. Ludzie uwielbiają porównania, wiele razy do mnie podchodzą i mówią “No, super!!! Grasz jak facet! Podoba mi się.” Nigdy nie wiem co im na to odpowiedzieć i trochę mi ich jest żal, bo dla mnie ich uwaga jest dowodem na to, że niczego nie zrozumieli. Jestem kobietą i nie gram jak facet, co najwyżej to gram dobrze, albo ładnie, jeśli się komuś podoba. Zakładam sukienkę, jeśli uważam, że będzie mi w niej do twarzy na scenie. Albo spodnie, bo mam akurat taki nastrój. Niezwykle mnie bawi, gdy widzę miny mężczyzn którzy z wlepionym we mnie wzrokiem ze zdumieniem stwierdzają, że fajnie gram. Bardzo mi milo, gdy muzycy się cieszą, że będziemy razem występować na scenie albo polecają mnie innym, bo cenią moje umiejętności. Czasem jestem zatrudniana bo jestem kobietą i w show biznesie to się “sprzedaje”, a czasem wręcz odwrotnie, nie jestem zatrudniana, bo akurat produkcja chce mięć muzyków mężczyzn i wizualnie im kobieta nie pasuje, albo jednak mnie zatrudniają bo dobrze gram ale muszę się ubrać w garnitur i związać włosy, tak jak moi koledzy, którzy stoją na scenie obok mnie, bo dyrektor artystyczny jakiegoś projektu czy choreograf ma wizje muzyków w garniturach i mężczyzna czy kobieta, rasta czy chłopak z włosami do pasa, wszyscy muszą wyglądać tak samo.

Kocham mój zawód. Uwielbiam pracować z mężczyznami i kobietami.. Płeć nie ma znaczenia, najważniejszy jest profesjonalizm. Moim celem nigdy nie było “wmieszanie się w męski tłum”. Jestem kobietą i zawsze doceniam gdy moi koledzy mnie traktują z taktem, ustępują miejsca czy pomagają nieść ciężką torbę. Czy nie obawiam się, że ktoś mnie będzie dyskryminował albo traktował moją prace niepoważnie ze względu na moja płeć? Nie, ponieważ wychodzę z założenia, że takie osoby nie są warte mojego czasu i na dzień dzisiejszy nigdy się nie pomyliłam w mojej ocenie. Nie wdaje się w dyskusje z mężczyznami o szowinistycznych poglądach, bo mnie takie rozmowy nudzą. Zdarza mi się grac na jakiś “kobiecych” festiwalach, takich tworach, które maja na celu “promowanie” kobiet, które grają na instrumentach, ale w skrycie mam nadzieje, że niedługo te festiwale nie będą miały racji bytu, bo kobieta grająca na instrumencie nie będzie sensacją tylko dlatego że gra. Sensacyjna powinna być muzyka.

Czy można zatem mi przylepić etykietkę feministki? Nie wiem, zadecydujcie sami… ;-)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz